czwartek, 27 marca 2014

urodziny w szkole

Od kilku lat nasz syn swoje urodziny świętuje przez cały miesiąc, a nawet dwa. Farciarz, ale jeśli ktoś ma tak wspaniałe ciocie i wujków, to nie ma co się dziwić. Jesteśmy jednak świadomi, że świętowanie z nami – rodzicami-starymi piernikami nie jest aż tak atrakcyjne dla naszego już dziewięciolatka, a na pewno bardzo ucieszyłaby go impreza urodzinowa z dziećmi. Tylko gdzie je wypożyczyć... Przed feriami razem z panią Anią postanowiliśmy, że jeśli tylko Biniowi zdrowie na to pozwoli, urodziny świętujemy z dzieciakami z klasy. 4 marca z wielkim tortem i wcale nie mniejszym spóźnieniem zapukaliśmy do klasowych drzwi. Właśnie trwała lekcja religii, ale dzieci – widząc Gabrysia pojawiającego się w drzwiach – z wielkim, radosnym "Gaaaaaabryś!" ze swoich krzeseł ruszyły w naszym kierunku. Już od dłuższego czasu obserwujemy niesamowitą więź pomiędzy dziećmi a Gabrysiem, ich wielką sympatię, jaką darzą naszego syna, ogromne zainteresowanie jego osobą, a przede wszystkim wspaniały kontakt, jaki z nim mają. Gdy obserwuję zachowanie dzieciaków, jak się bawią z Gabrysiem, jak się nim opiekują, serce rośnie. Pani od religii musiała przyspieszyć zakończenie zajęć... Wszystkie dzieci ponownie przybiegły powitać Gabrysia, część przytuliła się, inne podały rękę, a dość spora grupka pomagała mi w zdjęciu kurtki, czapki i butów, bo wiedzą przecież, że Gabrysiowi trzeba pomagać i jego mamie też. Na powitanie dzieci odśpiewały specjalnie przygotowany repertuar, bo wiedzą, że Gabi bardzo lubi, gdy śpiewają i zawsze robią to z wielką radością.


Pani Kasia w tym czasie przygotowała talerzyki na tort. Pozostało tylko zdmuchnąć świeczkę, ale najpierw dzieci zaśpiewały Gabrysiowi bardzo głośne „Sto lat”, 

a później wszystkie razem pomogły mu zdmuchnąć świeczkę. 

Kiedy pani Kasia kroiła tort, dzieci złożyły Biniaszkowi życzenia. Życzyły mu przede wszystkim zdrowia, dużo, dużo zdrowia, żeby zaczął chodzić, żeby częściej mógł się z nimi spotykać, dużo przyjaciół i oczywiście dużo fajnych prezentów. Potem była zabawa, dzieciaki układały klocki, grały w gry, ale spora ich część została z Biniaszkiem. Zaczęli od rundki wózkiem po całej klasie... oczywiście wszyscy musieli uciekać z drogi, robiąc przejazd. Potem dziewczynki razem z Gabrysiem rozrzucały plastikowe owoce i wszelkie inne możliwe zabawki po całej sali, towarzyszki zabawy sprawiły tym Gabrysiowi ogromną radość. Oczywiście nie obyło się bez płaczu – „proszę pani, a one już tyle się z nim bawią i stoją obok Gabrysia”, co jakiś czas ktoś przychodził ze skargą do pani Ani, a przy tym łzy były prawdziwe i wielkie jak groch. Patrzyłam na to z niedowierzaniem. Wiedziałam, że dzieci lubią Gabrysia, ale żeby aż tak... 
  

Gabryś w prezencie od dzieciaków dostał książkę, którą z pomocą pani Ani przygotowały – jest naprawdę piękna. Każda jej strona to laurka namalowana przez inne dziecko. Bardzo lubię takie twórcze prezenty, dla mnie są po prostu wyjątkowe. Oczywiście dzieci przychodziły do Gabrysia, razem z nim oglądały książkę, dodatkowo każde z nich pokazało i opowiadało Gabrysiowi o swoim rysunku. 


Ten dzień był pełen niespodzianek. Był jeszcze jeden tort i, jak co roku, punktualnie o 17.52 razem z Gabrysiem zdmuchnęliśmy świeczkę. Telefon dzwonił co chwila i większość dzwoniących została zmuszona przez matkę do zaśpiewania „Sto lat” jubilatowi, co sprawiło mu ogromną radość. Po torcie i świeczkach odczytaliśmy Gabrysiowi wszystkie inne życzenia, te z bloga, z smsów czy z Facebooka. 
Wieczorem przyjechała jeszcze ciocia Daga – jak powiedziała, nie mogła sobie odpuścić i musiała przyjechać i w tym dniu przytulić swojego ulubieńca. Przywiozła ze sobą ogromne opakowanie lodów (ona już wie, jak zaskarbić sobie jego uśmiech), zrobiła Biniowi balonową imprezę... Podłoga w naszym salonie cała pokryła się kolorowymi balonami i nie było nawet kawałka wolnej przestrzeni na postawienie stopy. Ale chyba właśnie od tego są ciocie. 
Wieczorem Gabryś dosłownie padł – dawka wrażeń była chyba wystarczająca jak na jeden dzień. 

I na koniec anegdotka:

W trakcie imprezy urodzinowej w klasie siedziałam z boku i obserwowałam, jak wspaniale dzieciaki opiekują się Gabrysiem. W pewnym momencie jedna dziewczynka powiedziała: „Wiesz co, zrobię Ci operację”. Bardzo szybko pomachała przed nim rączkami, wymawiając magiczne „ciach, ciach, ciach”, po czym zakończyła: „Wstawaj jesteś zdrowy”. Świat widziany oczami dziecka jest naprawdę piękny...

wtorek, 4 marca 2014

to już 9 :)

Był czwartek 3 marca 2005 roku. To był czas wielkiego oczekiwania, już kilka dni po terminie, ja byłam już zdecydowanie wszystkim zmęczona, szczególnie telefonami zaczynającymi się od pytania: „już...?”. Jakby nie było wiadomo, że to dziecko wybiera sobie porę na wyjście, a nie ja... A Biniaszkowi musiało być dobrze pod moim sercem, bo wcale się nie spieszył. Tego dnia jednak czułam, że zaczyna się coś nowego i coś, co totalnie przewróci nasze życie do góry nogami. Tak, Gabryś trochę opornie zbierał sie do wyjścia. Nie było innej możliwości, jak spakować się i pojechać do szpitala, ale wszystko robiłam nie mniej opornie niż moje dziecko. Na kilka godzin przed pojawieniem się Gabrysia zameldowałam się w szpitalu i choć miałam ochotę wrócić do domu, to Binio zdecydował, że jednak wychodzi... 
Wieczorem, na chwilę przed 18, tuliłam naszego synka. Był taki maleńki, kruchy i bezbronny, wystarczyło, że raz spojrzał mi w oczy, a cały świat zamigotał i stanął w miejscu. I tak zostało do dziś – wystarczy, że strzeli swoje maślane spojrzenie i mięknie niejedno kobiece serce, a jak jeszcze się do tego uśmiechnie.... 

Gabrysiu bądź zdrowy i szczęśliwy, po prostu bądź – rodzice.